Witam was po krótkiej przerwie!
W zasadzie minęło kilka dni od mojego ostatniego postu... A ja i tak mam wrażenie, że dość dawno go napisałam. Więc co tam u was słychać w gorące dni lata? Temperatura ostatnimi czasy przekracza 40 stopni w słońcu i nie za bardzo chce się wychodzić na dwór na taki upał. Ale wiecie co? Mnie to wcale nie przeszkadza, inni narzekają, że za gorąco... za dużo słońca... A jak jest zimno, to mówią, że tak nie powinno wyglądać lato... że musi być słońce... Ech, i jak tu zrozumieć ludzi. Niestety muszę przyznać, że czasem naprawdę nie da się wytrzymać w takim upale, ale przecież pogody zmienić się nie da, więc narzekanie nic tu nie da. Przejdźmy może do rzeczy.
~.~.~.~.~
Jak widzicie po tytule, ten post przeznaczę na sagę "Zmierzch". Raczej nie będzie to żadna recenzja książek, czy filmu, to będzie taka zwykła pogadanka. Wcześniej nie interesowałam się tak bardzo Zmierzchem, w zasadzie był mi obojętny. Zaczęłam je czytać gdzieś od maja, a skończyłam przedwczoraj. W sumie zajęło mi to około 3 miesiące... Tak wiem, że jest to dość długi czas, ale jeszcze niedawno nie spodziewałam się, że zdołam przeczytać aż całą sagę. W zasadzie to od paru lat wciągnęłam się w czytanie książek. Wcześniej nie interesowałam się nimi, nie lubiłam ich czytać, zawsze na pytanie "Czy lubisz czytać książki?" odpowiadałam stanowcze nie. Teraz wiem, że popełniłam błąd. Książki to wiedza, dzięki nim można odciąć się od rzeczywistości, można się wiele nauczyć. Szkoda, że straciłam tak dużo czasu na nieczytanie książek. Nie mówię, że wcale ich nie czytałam, bynajmniej, tylko zawsze "bo mi kazano". Chodzi głównie o lektury, które przeważnie nie były ciekawe.
Co do sagi "Zmierzch" wciągnęła mnie już od pierwszego rozdziału. Bardzo mi się spodobała, więc zaczęłam sięgać po następne części. Przyznaję, że wcześniej nawet nie oglądałam filmów, to znaczy wiedziałam o co w nich chodzi, ale nigdy nie oglądnęłam tak od początku do końca. I stało się tak, że najpierw przeczytałam książki, a potem oglądnęłam filmy. I stwierdzam, że filmy nie odzwierciadlają tak przeżyć Edwarda i Belli jak książki. Według mnie w adaptacji zostało pominięte wiele ważnych wątków i wszystko działo się za szybko, ale nie mówię że wcale nie były ciekawe. Owszem, niektóre sceny podobały mi się, ale i tak myślę, że książki są lepsze od filmów, przynajmniej w tym wypadku.
A tutaj jeszcze mój rysunek z okładki pierwszej części tej sagi. Zawsze chciałam naszkicować te dłonie z jabłkiem. Co o nich myślicie?
A wy co sądzicie o sadze "Zmierzch"? Oglądaliście, a może czytaliście książki? Co waszym zdaniem jest lepsze, czytanie książek czy oglądanie filmów? Podoba wam się mój rysunek? Wyraźcie swoje opinie w komentarzach!